piątek, 25 października 2013

Capítulo Uno- Pocztek




https://www.youtube.com/watch?v=0G3_kG5FFfQ




Jak szybko można zapomnieć o najlepszym okresie swojego życia, miłości i bezgranicznej przyjaźni? Wystarczy tylko jedna chwila, by utracić wspomnienia, a potrzebne są lata, by odzyskać osobę, którą się było.
To samo spotkało Camilę Rodriguez.
Od dziecka wychowywana jedynie przez matkę. Ojca nie znała. Do pewnego wydarzenia wiedziała jedynie, że odszedł zanim przyszła na świat. Wiodła spokojne i szczęśliwe życie w Barcelonie. Nie było dnia, w którym nie spotkałaby się ze swoim najlepszym przyjacielem, w którym gdy podrosła, skrycie się podkochiwała. Miała zaplanowaną całą przyszłość, ale jeden dzień odmienił jej życie na zawsze...



3 lipca 2007 rok

Piętnastoletnia Camila siedziała w domu u szesnastoletniego Marca. Razem się wygłupiali i ganiali po całym mieszkaniu rozsypując przy tym całą mąkę. Robili wówczas ciasteczka. Chociaż to może za dużo powiedziane, ponieważ żadne z nich nie miało szczególnego talentu kulinarnego.

-Marc debilu, teraz jestem przez Ciebie cała w mące!- wykrzyknęła dziewczyna udając, że się obraża

Bartra nic nie odpowiedział, tylko wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem.

-Oj nie złość się bałwanku- odpowiedział jej, za co dostał wałkiem po głowie- Auuu, to bolało- zrobił minkę zbitego psa.
-Oj nie marudź- Cami przytuliła go ze wszystkich sił. Byli wzorowymi przyjaciółmi, wiele osób im tego zazdrościło, a nawet próbowali zniszczyć ich przyjaźń. Oni jednak trwali przy sobie wiernie, a po każdym ataku stawali się silniejsi. Przyjaźnili się od piaskownicy. Wiele osób chciało do nich 'dołączyć', ale oni nie chcieli. Ich dwójka i nikt inny, to było wszystko, czego potrzebowali do szczęscia.



Tego dnia roześmiana Camila wróciła do domu później niż zazwyczaj. Oczywiście wzorowy przyjaciel Bartra odprowadził przyjaciółkę pod same drzwi.

-Mamo już jestem!- krzyczała od progu, jednak nie uzyskała odpowiedzi- Mamo?- chodziła po domu zaniepokojona. Znalazła ją nieprzytomną w salonie. Do jej oczu od razu zaszły łzami. Szybko wykręciła numer pogotowia, które zabrało jej mamę.


Po kilku godzinach spędzonych na szpitalnym korytarzu wyszedł lekarz. Nieco uspokojona już Camila oczekiwała na niego z niecierpliwością. Zanim zdołała zapytać, co z jej matką lekarz powiedział krótkie 'Przykro mi, nie udało nam się jej uratować'. Nie udało nam się jej uratować- pięć słów, które zniszczyły piętnastolatkę. Nie miała innej rodziny prócz niej. No może za wyjątkiem ojca, którego nawet nie znała. Poczuła pustkę i ból jakiego jeszcze nigdy dotąd nie doświadczyła. Oparła plecy o ścianę i osunęła się na podłogę. Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła głośno płakać.


3 dni później odbył się pogrzeb. Camila szła wspierana przez swojego przyjaciela, któremu pękało serce widząc zapłakaną przyjaciółkę.

-Będzie dobrze- pocieszał ją- Wszystko się ułoży, jestem przy tobie i zawsze będę.

Wtedy jeszcze nie wiedział, że nie będzie w stanie być przy niej. Na drugi dzień, gdy tylko wrócił La Masii zastał przygnębioną przyjaciółkę rozmawiającą z jego matką. Spostrzegł także jedną dużą walizkę.

-Cami- podbiegł od razu do przyjaciółki i ją przytulił, czym wzbudził jeszcze większy płacz u dziewczyny
-To ja lepiej pójdę- powiedziała matka Marca- Trzymaj się słoneczko, wszystko będzie dobrze- uścisnęła Camilę i wyszła z pokoju
-Bałwanku co jest?- zapytał z troską
-Ja...ja... ja przyszłam się pożegnać- wyrzuciła z siebie piętnastolatka
-Pożegnać?
-Wyjeżdżam Marc. Wyprowadzam się, przenoszę się do ojca- powiedziała nie patrząc mu w oczy, nie potrafiła tego zrobić
-Ale jak to? Przecież ty.. przecież twój ojciec...
-Odnalazł mnie jak tylko dowiedział się co się stało. Chce naprawić nasze relacje, a przede wszystkim ustrzec mnie przed domem dziecka
-Kiedy wyjeżdżasz?- zapytał przygnębiony Bartra
-Za godzinę- odpowiedziała

Później nic nie mówili tylko rzucili się w sobie w ramiona. Płakali, płakali obydwoje. Trudno było im się rozstać, tak bardzo tego nie chcieli. Pragnęli być przy sobie, trwać wiecznie u swego boku. Nie wyobrażali sobie, że mogłoby być inaczej. Ale los ich rozdziela. Nie do końca jeszcze docierało do nich to, co się miało wydarzyć.

-Czas się zbierać- mruknęła cicho Camila- Będzie mi ciebie brakowało Marc
-Mnie ciebie również. Nawet nie wiesz jak bardzo.

Nim dziewczyna opuściła mieszkanie Bartry obiecali sobie, że będą do siebie dzwonić, pisać i odwiedzać tak często jak będzie to możliwe. Bo przecież Madryt nie jest daleko. Dziewczyna przed ostatecznym odejściem wręczyła mu małą zawieszkę.

-Pamiętaj o mnie- szepnęła
-Nigdy o tobie nie zapomnę. Jesteś najlepsza Bałwanku- pocałował ją w czoło i patrzył jak odchodzi.

Cierpieli. Bo oprócz przyjaźni pomiędzy nimi wytworzyło się coś więcej. Kochali siebie bezgranicznie, ale nigdy tego nie wypowiedzieli. Sami do końca tego nie wiedzieli. Zrozumieli to wtedy, gdy było już za późno.