niedziela, 6 kwietnia 2014

Capítulo Cuatro- Kocham ją? Raczej kochałem.

*Alvaro*

Na trening dotarliśmy mocno spóźnieni. Oczywiście trener miał do mnie pretensje i musiałem robić karne kółka. Na szczęście nie byłem sam, bo Ramos znowu coś odwalił i on również wykonywał dodatkowe okrążenie. Biegając szeroko uśmiechałem się w stronę siedzącej wśród kibiców Camili.

-A komu tym razem przesyłasz swoje firmowe uśmiechy?- zapytał zaintrygowany Sergio unosząc brew do góry
-Widzisz tamtą blondynkę?- wskazałem podbródkiem w stronę dziewczyny
-Nowa zdobycz?
-No coś ty! Myślałem raczej o przyjaźni
-Na jedną noc?
-Możliwe, możliwe- zaśmiałem się, po czym dołączyliśmy do reszty i nie było już czasu na rozmowy

***

Tak, jestem typem faceta, który zdobywa kobiety, by zaliczyć i zostawić. Jestem i dobrze mi z tym. Chyba. Coraz częściej łapie się na tym, że czuję, że czegoś mi brakuje. Czegoś, a raczej kogoś. Kogoś kogo obdarzyłbym stałym uczuciem. "Morata, weź się w garść! Na to ci stałe uczucie!"- poleciłem sobie w myślach

***
-Halo, ziemia to Alvaro- ktoś pomachał mi ręką przed oczami. Tym "ktosiem" okazał się Jese- Mówię do ciebie od dziesięciu minut
-Przepraszam, zamyśliłem się.
-Pytałem, czy idziesz dzisiaj ze mną i Sergio na imprezę

Zamyśliłem się. Jeszcze niedawno... co ja gadam! Jeszcze dwie godziny wcześniej bez wahania przystałbym na propozycję Rodrigueza. Jednak spojrzałem na trybuny. Ujrzałem twarz Camili. Posłałem jej szeroki uśmiech, po czym zwróciłem się do przyjaciela:

-Ja nie idę

Jese, a także stojący nieopodal Ramos spojrzeli na mnie zszokowanie negatywną odpowiedzią, a przechodzący obok Iker zapytał z uśmiechem:

-Czyżbyś poszedł po rozum do głowy?

Casillas zawsze potępiał  nasze zachowanie. Ale on był szaleńczo zakochany w tej swojej Sarze, a ja? Nigdy nie kochałem "na poważnie". Potrząsnąłem głową, by odpędzić myśli o miłości, po czym zwróciłem się do bramkarza:

-Dzisiaj mam inne rzeczy do roboty- skinąłem głową na trybuny

Sergio szepnął coś do Ikiego, a ten pokręcił głową z rezygnacją

-A już myślałem, że zmądrzałeś- powiedział, a ja wzruszyłem ramionami i odszedłem, bo trener ogłosił
koniec treningu.

Szybko się przebrałem i popędziłem przed stadion, gdzie czekała na mnie moja nowa znajoma.

-To co teraz robimy?- zapytałem szeroko się przy tym uśmiechając
-Nie wiem, może ty coś wymyślisz?- odwzajemniła mój uśmiech, a moje serce zaczęło pracować trzy razy szybciej niż powinno.


Spędziliśmy razem cały wieczór, śmiejąc się z prostych rzeczy. Bawiłem się lepiej niż na jakiejkolwiek imprezie. Wreszcie poczułem się szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy. Odprowadziłem ją pod dom, pożegnaliśmy się buziakiem w policzek. Chwilę jeszcze stałem pod jej domem, czekając aż zatrzasną się za nią drzwi i dopiero wtedy ruszyłem do siebie snując plan, jak zaciągnąć ją do łóżka.


*Marc*

Drzwi za Tello się zamknęły. Zacząłem zastanawiać się, czy dobrze zrobiłem opowiadając mu o Camili. Obiecał, że nikomu nie powie i wierzę, że nie wyjawi mojej tajemnicy. Jest jednak większy problem. Teraz jako cel pierwszorzędny postawił sobie, że znajdzie moja przyjaciółkę. Czego się boję? Sam nie wiem. Powinienem się cieszyć, bo nóż widelec mu się uda. Więc czego się obawiam? Może tego spotkania? Jeśli ona po prostu nie chce mnie znać?

Z rozmyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącego SMS. Chwyciłem telefon do ręki i z przerażeniem zobaczyłem, że miałem ponad 30 nieodebranych połączeń od Sandry.

-No to już po mnie- mruknąłem pod nosem

Wiedziałem, że ze mną zerwie. Ale wróci po kilku dniach przepraszając i błagając, bym do niej wrócił. Jak zawsze. A ja to zrobię. Kocham ją? Raczej kochałem. Po prostu przyzwyczaiłem się do jej obecności w moim życiu i trudno by mi było rozpocząć życie na nowo. Zresztą Sandra była pierwszą dziewczyną, do której się zbliżyłem po wyjeździe Camilii. Wyjrzałem przez okno i coś zrozumiałem. Tak naprawdę nigdy jej nie kochałem. Od zawsze chciałem tylko zagłuszyć pustkę po byłej przyjaciółce.

***

Następnego dnia wstałem z łóżka w dużo lepszym humorze. Postanowiłem zapomnieć. O Cami, o Sandrze, o wszystkim i znowu spróbować żyć od nowa. Chwyciłem torbę i ruszyłem na trening. W szatni zastałem Cristiana i Martina sprzeczających się z kim powinna być bohaterka jakiejś brazylijskiej telenoweli. Tello, gdy tylko mnie zobaczył, przybiegł i zaczął wykonywać dziwne ruchy ciała

-Emmm... Dobrze się czujesz?- zapytałem przyjaciela
-Tak! Ja tu pokazuję jak odzyskasz Camilę!
-Wiesz, Cristian, nie obraź się, ale wątpię, by udawanie ataku epilepsji przyczyniło się do jej odnalezienia- zaśmiałem się, ale w głębi duszy byłem zły na niego. Obiecałem sobie, że zapomnę o byłej przyjaciółce, a ten od razu mi z nią wyjeżdża.
-Oj nie znasz się!- fuknął nieco obrażony- Przecież to słynny taniec Daniego, a on może wszystko!  Nie wierzysz, to go spytaj!
-Już dobrze, dobrze- poklepałem go po ramieniu starając się nie wybuchnąć śmiechem.
-Nie chcesz tańczyć ze mną, to nie. Martin ze mną zatańczy- wskazał ręką na obrońcę, a ten zaczął kierować się w kierunku drzwi
-Wiecie chłopaki...-zaczął Montoya- z chęcią bym z wami posiedział, ale... no ten...
-Co?
-Y... zostawiłem żelazko na gazie!- wykrzyknął i wybiegł z pomieszczenia
-Pójdę mu pomóc, bo jeszcze wykipi!- zaśmiałem się i również pospiesznie ruszyłem w stronę drzwi

______________________________
Uwaga, uwaga, Weronika powraca po ponad miesięcznej przerwie do pisania, ale w ramach rekompensaty wznawiam tego bloga :) Na jak długo? Nie mam pojęcia :)
Ten rozdział miał być całkowicie inny, ale tradycyjnie musiałam coś pozmieniać :/ I również tradycyjnie mnie się nie podoba :( Ale od czegoś trzeba zacząć, a nic innego nie wymyślę :D
Chciałabym bardzo przeprosić, za tak długą przerwę na tym blogu, ale brak weny zrobił swoje :(

Bardzo przepraszam też za brak komentarzy z mojej strony pod Waszymi rozdziałami. Brak internetu na komputerze robi swoje :( Wszystkie blogi, które podsyłacie oczywiście czytam, ale tylko na telefonie, skąd nie mogę skomentować. Teraz będąc u koleżanki postaram się nadrobić komentowanie, ale nie wiem na ile mi się to uda :( 
Z tego samego powodu nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział, ale obiecuję, że szybciej niż ten :)

Do następnego :)
Buziaczki :*

piątek, 6 grudnia 2013

Capítulo Tres- Wiedziałam, że skądś cię kojarzę!

*Camila*

Obudził mnie mój jakże wspaniały brat wpadając do pokoju i rzucając we mnie poduszką.

-Javi idioto nudzi ci się? Jeśli tak to wyjdź, ja tu śpię- wysyczałam nie otwierając oczu i schowałam głowę w poduszkę, którą przed momentem dostałam w głowę.
-Ta to się nigdy nie zmieni- stwierdził Javier kręcąc bezradnie głową- nawet w urodziny wredna- zaśmiał się, a ja gwałtownie wstałam. Zapomniałam o moich urodzinach...znowu. Dokładnie tak samo było rok temu. I dwa. I trzy... Mniejsza o to. Dopiero teraz spojrzałam na mojego przyrodniego brata, a zarazem najlepszego przyjaciela. Siedział i zachowywał się jak pozytywny idiota, którym w zasadzie jest. Musiałam mieć bardo głupią minę, bo Javi roześmiał się jeszcze głośniej, podniósł się i mnie przytulił.

-Wszystkiego najlepszego siostrzyczko. W ramach twoich urodzin przygotowałem wiele niespodzianek- powiedział szybko z podejrzanym uśmiechem na ustach
-Mam się bać?- zapytałam podejrzliwie. Znałam go i wiedziałam, że jemu mogą przyjść do głowy różne głupie pomysły.
-Nie, skąd- odparł, ja jednak wiedziałam swoje
-A powiesz mi co przygotowałeś?- zrobiłam maślane oczy
-Hmmmm... nie!
-Ej no! To ja w takim razie nigdzie nie idę!- rzuciłam się obrażona na łóżko
-Idziesz!
-Nie
-Łamiesz mi serce!- wykrzyknął z teatralnym oburzeniem- wstawaj debilu!- krzyknął po czym ściągnął mnie z łóżka. Nie miałam innego wyjścia, musiałam iść za nim. Zeszliśmy na dół, gdzie roznosił się zapach naleśników.

-Smacznego- powiedział mój przyrodni brat stawiając przede mną śniadanie i kakao- Sam robiłem- dorzucił z uśmiechem
-To na pewno jadalne?- zapytałam podejrzliwie patrząc na jedzenie. Wzięłam z szafki Nutellę i posmarowałam nim pierwszy naleśnik. niepewnie ugryzłam. Doznałam szoku.- To jest pyszne!
-Wątpiłaś?
-To pytanie retoryczne?
-Zjadaj szybko, bo to dopiero początek- uśmiechnął się szeroko
-A co będziemy robić?
-Będziemy...- urwał- na prawdę sądziłaś, że jestem tak naiwny i ci powiem?
-Naiwny? Nie. Po prostu głupi- odparłam i poklepałam Javiera po ramieniu

***

Wyszliśmy z domu. Długo jechaliśmy. Podczas drogi Javi zawiązał mi oczy. Coraz bardziej zaczął mnie przerażać. Mój brat słynie z dość specyficznego poczucia humoru.

-Javier?
-Hmmm?
-Gdzie jedziemy?- zapytałam z nadzieją, że chociaż raz mi odpowie
-Śmieszna jesteś- odpowiedział
-Ale nie wywieziesz mnie do lasu, nie poćwiartujesz na kawałki i nie zjesz?- zadałam kolejne pytanie i choć miałam na oczach przepaskę wiedziałam, że szeroko się uśmiecha
-No wiesz co? Moją małą siostrzyczkę?
-Ty do wszystkiego jesteś zdolny. Poza tym nie jestem mała- naburmuszyłam się. Reszta drogi minęła nam w milczeniu.

Wysiedliśmy  z samochodu i weszliśmy do jakiegoś budynku. Wjechaliśmy windą, a gdy z niej wyszliśmy owiało mnie chłodne powietrze. Javier zdjął mi opaskę z oczu. Znajdowaliśmy się dachy jednego z najwyższych budynków Madrytu. Widok był przecudny, ale coś mnie zaniepokoiło.

-Teraz mnie zrzucisz prawda?- spytałam mojego brata. On jednak nie zdążył odpowiedzieć, bo zza komina wyskoczyli moi przyjaciele:

-Niespodzianka!- krzyknęli i zaczęli składać mi życzenia.

Po życzeniu mi zdrowia i szczęścia przyszedł czas na tort.

-Pomyśl sobie jakieś marzenie, które chciałabyś, żeby się spełniło jako pierwsze- szepnął mi do ucha brat.

***

*Marc*

Od rana chodziłem przygaszony. Nie miałem na nic ochoty. Na treningu się obijałem, przez co oberwało mi się od trenera. Nie zależało mi. Siedziałem już w domu, wygrzebałem stary album i zacząłem oglądać zdjęcia. Dzisiaj ma urodziny. Minęło tyle czasu, a ja o niej nie zapomniałem. Wątpię, że kiedykolwiek to nastąpi. Brakuje mi jej. Mimo że teraz mam grono przyjaciół, gdybym miał szanse ją zobaczyć porzuciłbym wszystko i się z nią spotkał. A tak? Nie wiedziałem nawet, czy żyje. Nagle usłyszałem klucze przekręcane w drzwiach. Nie musiałem się podnosić, miałem pewność, że to Tello. Tylko on poza mną miał do nich dostęp. Nawet Sandra ich nie posiadała. Właśnie Sandra! Natychmiastowo poderwałem się i nerwowo biegałem po całym mieszkaniu. Cristian patrzył na mnie jak na idiotę:

-Stary co ci jest?- zapytał
-Zapomniałem, że umówiłem się z Sandrą o 15
-Jesteś grubo spóźniony, więc i tak nie opłaca ci się iść, a teraz siadasz i spowiadasz się starszemu koledze
-Ale ty jesteś młodszy!
-Serio chcesz się kłócić o te kilka miesięcy?- zapytał, a ja pokręciłem przecząco głową- No to  mów co ci jest, bo Bartra, który nie chce się kłócić to nie Bartra

Nic nie odpowiedziałem. Wyjrzałem przez okno. Ona gdzieś tam jest, wiem to.

-A to kto?- spytał chwytając zdjęcie Camili
-Nie twoja sprawa-burknąłem i wyszarpnąłem fotografię z jego rąk
-Wiesz, ze możesz liczyć na mnie w każdej sprawie. Nawet jeśli chodzi o pedofilię.
-Jaką pedofilię?!
-Przecież to dziecko!
-Boże..- ręce mi opadły
-Ale ja jestem Cristian- odparł z dumą
-Chcesz poznać całą historię?- zapytałem. Nigdy nie chciałem nikomu mówić o Cami, ale potrzebowałem
rozmowy

Potaknął mi skinieniem głowy, i rozsiadł się na dywanie.

-Camila to moja przyjaciółka.- zacząłem-Nie przerywaj!- upomniałem Tello, widząc, że chce coś powiedzieć- Nie widziałem jej już sześć lat. Była dla mnie wszystkim- uśmiechnąłem się- wszystko robiliśmy razem. Nierozłączni. Do czasu, kiedy musiała wyjechać...

Opowiedziałem Cristianowi historię Cami. Ulżyło mi.

-Teraz rozumiem, czemu jesteś taki nieobecny. Ale dlaczego dzisiaj? Zawsze wesoły, a..
-A dzisiaj nie?- przerwałem wpół słowa- Dzisiaj ma urodziny. Kończy 21 lat
-Mam jeszcze jedno pytanie. Skoro nie masz z nią kontaktów od sześciu lat, to skąd wiesz, że żyje. Może miała jakiś...
-Nawet nie waż się tego kończyć! Skąd to wiem? Po prostu czuję. Czuję, że jest. Może teraz się śmieje, w gronie nowych przyjaciół- zaśmiałem się gorzko
-Nigdy nie pojechałeś się z nią spotkać?
-Nie było jak. Nie odbierała ode mnie...
-I tak łatwo odpuściłeś?! To nie w twoim stylu!
-Wiem! Wiesz dlaczego nigdy się nie poddaję?! Bo cholernie, żałuję, że wtedy to zrobiłem! Obiecałem sobie, że nigdy więcej się nie poddam!
-Wtedy tego nie zrobiłeś, więc zrób to teraz. Za półtora miesiąca gramy mecz w Madrycie. Znajdziemy ją...

*Camila*

Siedziałam sobie z moim bratem na komisariacie. Idiota znowu przekroczył prędkość. Oczywiście musiał zacząć się wykłócać i skończyło się jak zwykle.

-Ja stąd spadam, nie chce mi się tu siedzieć- powiedziałam w pewnej chwili Javiemu
-Zostawisz mnie tu samego?
-Hmm... tak. To pa- odparłam i wyszłam

Wychodząc wpadłam na jakiegoś mężczyznę

-Nic pani nie jest?- usłyszałam
-Nie... chyba nie.- powiedziałam, chociaż od jego mocny perfum zakręciło mi się w głowie
-To dobrze. Może w ramach przeprosin da się pani zaprosić na kawę?- zapytał z szelmowskim uśmiechem.
-Ale to ja na pana wpadłam- zdziwiłam
-Skoro tak pani tak twierdzi. Czyli co? Idziemy?

Zawahałam się. Wpadam na faceta, a ten od razu zaprasza mnie na kawę? Raz się żyje, zgodziłam się. I to była dobra decyzja. Alvaro, bo tak miał na imię chłopak, był 21-letnim Hiszpanem. Dowiedziałam się o nim dużo- o jego rodzinie, zainteresowaniach, dzieciństwie. Właśnie dzieciństwo. On również chciał, bym zwierzyła mu się z moich wydarzeń.

-Nie wiem- odparłam krótko
-Nie wiesz?
-Nie. Nie pamiętam.
-Nie musisz mówić jeśli nie chcesz.
-Nie to nie tak. Na prawdę nie pamiętam. Miałam wypadek...

Nie wiedzieć czemu zwierzyłam się ze wszystkich moich problemów. Z tego jak bardzo chciałam przypomnieć sobie wszystko. Z tego, że chciałam wiedzieć, im byłam zanim przyjechałam do Madrytu. On uważnie wysłuchiwał i pocieszał. A przecież nie musiał. Mógł po prostu mnie olać i zostawić, ale nie zrobił tego. Byłam mu za to wdzięczna. Potrzebowałam osoby, której mogłam o tym opowiedzieć. Mój brat nie lubił kiedy zaczęłam mówić, jak bardzo chciałabym powrócić do przeszłości, by poznać osobę, którą jestem,a właściwie byłam....

-Nie mówmy już o tym- powiedział, kiedy zobaczył, że w moich oczach pojawiają się łzy- Lubisz piłkę nożną?- zapytał znienacka
-Tak. Lubię grać z bratem i jego przyjaciółmi, jednak rzadko oglądam. Czemu pytasz?
-Bo zaraz mam trening i wypadałoby, gdybym się pojawił
-Jesteś piłkarzem?
-Jakoś wyszło. Gram w Realu
-Wiedziałam, że skądś cię kojarzę!
-Czyli jednak zdarza ci się obejrzeć mecz?
-Zdarza się zdarza- zaśmiałam się

Jak ten chłopak to robił? Potrafił mnie rozśmieszyć zwykłymi, prostymi słowami. Zaśmiałam się pod nosem i ruszyłam z Alvaro w kierunku Santiago Bernabeu...
________________
Nie, wcale nie pisałam tego rozdziału dla Dominiki :3
Badstuberowa, wiedz, że to dla Ciebie! <3
Tak wiem, miał pojawić się 2 tygodnie temu , ale brak weny i takie tam...

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze. One naprawdę motywują <3
Komentujcie, choćby z anoinima, chociaż najzwyklejsze ':)'
Możecie również krytykować, jeśli coś Wam się nie podoba.Uzasadnioną krytykę również przyjmuję :)

Blokada na komentarze jest z powodu nadmiernego spamu o nowym rozdziale pewnej osoby, pod starym blogiem, nie dlatego, że przejmuję się hejtami.

Trzymajcie się :3


PS. Zapraszam na drugiego bloga: 
http://von-unten-nach-oben.blogspot.com

sobota, 16 listopada 2013

Capítulo Dos- Wyliże się

7 lipiec 2007

Tak więc Camila opuściła Barcelonę, przepiękne miasto, a przede wszystkim najlepszego przyjaciela. Co prawda obiecali sobie telefony, listy, odwiedziny, ale czuła, że to nie wypali. Że prędzej, czy później wszystko się rozsypie. Poprawka: już rozsypało. Że wszystko co kocha zostawiła w stolicy Katalonii. Podróż z ojcem mijała jej w cichy. Żadne z nich nie odważyło się zacząć rozmowy. Bali się. Widzieli się po raz pierwszy, a musieli zacząć zachowywać się tak, jakby znali się od lat.

-Więc...-zaczął Tadeo, ojciec piętnastolatki, jednak nie miał odwagi zapytać o cokolwiek

Ona nawet na niego nie spojrzała. Nie chciała, by zobaczył łzy w jej oczach. On natomiast czuł się niepewnie w towarzystwie dziewczyny. Żałował tego, że jej się kiedyś wyparł. Pluł sobie w twarz, że przez jedną pochopną decyzje nie zobaczył jak rozwija się jego córeczka. Po prostu był zbyt młody, przestraszył się odpowiedzialności. Liczył jednak, że naprawi relacje z córką, ze jakimś cudem ona mu wybaczy. Droga mijała spokojnie. Do czasu. Jedna chwila, która zmienia wszystko. Wypadek, a później tylko ciemność.

***
Następnego dnia:

Obudziło ją ostre światło. Otaczały ją białe ściany, a ona sama leżała na niewygodnym łóżku- jednym słowem szpital. Nie pamiętała jak się tam znalazła. Ba! Nic nie pamiętała. Otworzyła oczy i rozejrzała się dokładnie po pomieszczeniu. Tuż przy jej łóżku siedział jakiś chłopak i uporczywie jej się przyglądał.

-Gdzie ja jestem?- zapytała słabym głosem dziewczyna- I kim ty jesteś? Kim ja jestem?
-Jesteś w szpitalu. Ja jestem Javier i jestem twoim przyrodnim bratem. A ty jesteś Camila- powiedział uśmiechając się
-Ale...- uporczywie usiłowała sobie cokolwiek przypomnieć, niestety z marnym skutkiem

-Naprawdę nie pamiętasz?- zapytał zmartwiony

Nie odpowiedziała. Nie musiała. On zaczął jej opowiadać tyle co wiedział. A wiedział jedynie o tym, że jej matka zmarła i ich ojciec postanowił przygarnąć piętnastolatkę.

-Więc nie wiesz nic więcej?- zapytała nieco przygnębiona. Bała się. Bała się życia, bo nie wiedziała kim jest.
-Niestety nie. Ale odkryjemy wszystko- powiedział i szczerze się uśmiechnął, a w niej zakwitła nadzieja, że mimo wszystko będzie mogła jeszcze jakoś funkcjonować.
-Mówiłeś, że jechałam wtedy z tatą...- nie dokończyła, bo Javier od razu wiedział o co chce go zapytać
-Żyje. Ojciec jest silny. Wyliże się- zaśmiał się. Cami tylko się uśmiechnęła.

***

W tym samym momencie w Barcelonie...

Szesnastoletni Marc Bartra siedział na rogu boiska i rozmyślał. Miał dziwne przeczucie, że ją stracił na dobre. Że coś ich rozdzieliło. Omiótł wzrokiem okolicę. Czuł dziwną pustkę, bo odkąd pamiętał
zawsze byli razem.

-Dzień dobry. Czy jest Camila?- zapytał mały chłopczyk mamę swojej przyjaciółki
-Jest, zaraz ją zawołam- odpowiedziała matka dziewczynki i po chwili powróciła ze swoją pociechą. Cami zaraz przytuliła swojego przyjaciela, a ten wziął ją pod rączkę i po raz pierwszy ruszyli na boisko nieopodal domu.

Bartra uśmiechnął się wspominając tą chwilę. Ponownie się rozejrzał. Brakowało mu jej. Tak bardzo chciał zobaczyć jej uśmiech, przytulić ja. Tak bardzo za nią tęsknił. Jego przygnębienie pogłębiło się, gdy wieczorem próbował się do niej dodzwonić, ale uparcie włączała się poczta. Wtedy już wiedział, że nie będzie jak dawniej, ale liczył, że kiedyś jeszcze się spotkają. Jego wzrok padł na zawieszkę od Camilii. Założył ją i tego dnia postanowił, że już nigdy jej nie zdejmie.

___
Na dzisiaj to tyle :)
Wiem, że krótki, ale chciałam to szybko skończyć, bo od następnego rozdziału kończę z przeszłoscią i zaczynam teraźniejszość :)

Pytania? 
PS. Bardzo Was przepraszam. Wiem, że rozdział miał być w tamtym tygodniu, ale najpierw brak weny, a od środy nie chciał się opublikować rozdział ;_;

piątek, 25 października 2013

Capítulo Uno- Pocztek




https://www.youtube.com/watch?v=0G3_kG5FFfQ




Jak szybko można zapomnieć o najlepszym okresie swojego życia, miłości i bezgranicznej przyjaźni? Wystarczy tylko jedna chwila, by utracić wspomnienia, a potrzebne są lata, by odzyskać osobę, którą się było.
To samo spotkało Camilę Rodriguez.
Od dziecka wychowywana jedynie przez matkę. Ojca nie znała. Do pewnego wydarzenia wiedziała jedynie, że odszedł zanim przyszła na świat. Wiodła spokojne i szczęśliwe życie w Barcelonie. Nie było dnia, w którym nie spotkałaby się ze swoim najlepszym przyjacielem, w którym gdy podrosła, skrycie się podkochiwała. Miała zaplanowaną całą przyszłość, ale jeden dzień odmienił jej życie na zawsze...



3 lipca 2007 rok

Piętnastoletnia Camila siedziała w domu u szesnastoletniego Marca. Razem się wygłupiali i ganiali po całym mieszkaniu rozsypując przy tym całą mąkę. Robili wówczas ciasteczka. Chociaż to może za dużo powiedziane, ponieważ żadne z nich nie miało szczególnego talentu kulinarnego.

-Marc debilu, teraz jestem przez Ciebie cała w mące!- wykrzyknęła dziewczyna udając, że się obraża

Bartra nic nie odpowiedział, tylko wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem.

-Oj nie złość się bałwanku- odpowiedział jej, za co dostał wałkiem po głowie- Auuu, to bolało- zrobił minkę zbitego psa.
-Oj nie marudź- Cami przytuliła go ze wszystkich sił. Byli wzorowymi przyjaciółmi, wiele osób im tego zazdrościło, a nawet próbowali zniszczyć ich przyjaźń. Oni jednak trwali przy sobie wiernie, a po każdym ataku stawali się silniejsi. Przyjaźnili się od piaskownicy. Wiele osób chciało do nich 'dołączyć', ale oni nie chcieli. Ich dwójka i nikt inny, to było wszystko, czego potrzebowali do szczęscia.



Tego dnia roześmiana Camila wróciła do domu później niż zazwyczaj. Oczywiście wzorowy przyjaciel Bartra odprowadził przyjaciółkę pod same drzwi.

-Mamo już jestem!- krzyczała od progu, jednak nie uzyskała odpowiedzi- Mamo?- chodziła po domu zaniepokojona. Znalazła ją nieprzytomną w salonie. Do jej oczu od razu zaszły łzami. Szybko wykręciła numer pogotowia, które zabrało jej mamę.


Po kilku godzinach spędzonych na szpitalnym korytarzu wyszedł lekarz. Nieco uspokojona już Camila oczekiwała na niego z niecierpliwością. Zanim zdołała zapytać, co z jej matką lekarz powiedział krótkie 'Przykro mi, nie udało nam się jej uratować'. Nie udało nam się jej uratować- pięć słów, które zniszczyły piętnastolatkę. Nie miała innej rodziny prócz niej. No może za wyjątkiem ojca, którego nawet nie znała. Poczuła pustkę i ból jakiego jeszcze nigdy dotąd nie doświadczyła. Oparła plecy o ścianę i osunęła się na podłogę. Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła głośno płakać.


3 dni później odbył się pogrzeb. Camila szła wspierana przez swojego przyjaciela, któremu pękało serce widząc zapłakaną przyjaciółkę.

-Będzie dobrze- pocieszał ją- Wszystko się ułoży, jestem przy tobie i zawsze będę.

Wtedy jeszcze nie wiedział, że nie będzie w stanie być przy niej. Na drugi dzień, gdy tylko wrócił La Masii zastał przygnębioną przyjaciółkę rozmawiającą z jego matką. Spostrzegł także jedną dużą walizkę.

-Cami- podbiegł od razu do przyjaciółki i ją przytulił, czym wzbudził jeszcze większy płacz u dziewczyny
-To ja lepiej pójdę- powiedziała matka Marca- Trzymaj się słoneczko, wszystko będzie dobrze- uścisnęła Camilę i wyszła z pokoju
-Bałwanku co jest?- zapytał z troską
-Ja...ja... ja przyszłam się pożegnać- wyrzuciła z siebie piętnastolatka
-Pożegnać?
-Wyjeżdżam Marc. Wyprowadzam się, przenoszę się do ojca- powiedziała nie patrząc mu w oczy, nie potrafiła tego zrobić
-Ale jak to? Przecież ty.. przecież twój ojciec...
-Odnalazł mnie jak tylko dowiedział się co się stało. Chce naprawić nasze relacje, a przede wszystkim ustrzec mnie przed domem dziecka
-Kiedy wyjeżdżasz?- zapytał przygnębiony Bartra
-Za godzinę- odpowiedziała

Później nic nie mówili tylko rzucili się w sobie w ramiona. Płakali, płakali obydwoje. Trudno było im się rozstać, tak bardzo tego nie chcieli. Pragnęli być przy sobie, trwać wiecznie u swego boku. Nie wyobrażali sobie, że mogłoby być inaczej. Ale los ich rozdziela. Nie do końca jeszcze docierało do nich to, co się miało wydarzyć.

-Czas się zbierać- mruknęła cicho Camila- Będzie mi ciebie brakowało Marc
-Mnie ciebie również. Nawet nie wiesz jak bardzo.

Nim dziewczyna opuściła mieszkanie Bartry obiecali sobie, że będą do siebie dzwonić, pisać i odwiedzać tak często jak będzie to możliwe. Bo przecież Madryt nie jest daleko. Dziewczyna przed ostatecznym odejściem wręczyła mu małą zawieszkę.

-Pamiętaj o mnie- szepnęła
-Nigdy o tobie nie zapomnę. Jesteś najlepsza Bałwanku- pocałował ją w czoło i patrzył jak odchodzi.

Cierpieli. Bo oprócz przyjaźni pomiędzy nimi wytworzyło się coś więcej. Kochali siebie bezgranicznie, ale nigdy tego nie wypowiedzieli. Sami do końca tego nie wiedzieli. Zrozumieli to wtedy, gdy było już za późno.